Do Santiago docieramy super autobusem z jeszcze lepszymi widokami. Tylko autobusowe jedzenie było niezjadliwe (na kolację) i nieistniejące (na śniadanie) bo zabrakło dla nas porcji. Z głodu jednak nie umarliśmy, bo nie spodziewaliśmy się dokarmiania i zabraliśmy całą torbę kanapek.
Do Chile nie tak prosto jednak wjechać, bo jako kraj odizolowany z jednej strony górami, a z drugiej oceanem, zajadle chroni się przed bakteriami, wirusami i innymi dziwolągami z zewnątrz. Tym oto sposobem przetrzepali nam plecaki, bo nauczeni australijskimi i nowozelandzkimi przepisami przyznaliśmy się do wszystkiego co posiadamy. A nie tak prosto w czeluściach bagażu znaleźć małą torebeczkę z chili. Tak się zaaferowaliśmy przyznawaniem do posiadania, że zapomnieliśmy wspomnieć o kanapkach z wędliną w podręcznym bagażu, a mięso jest podstawowym produktem, którego przewozić nie wolno. Ups…
więcej na www.pocztowkizpodrozy.pl