W końcu lecimy tam, gdzie najbardziej chcieliśmy dolecieć czyli do Ameryki Południowej. Zaczynamy od Buenos Aires bo tak wyszło z połączeniami lotniczymi, ale szybko chcemy przemieścić się do Chile bo tam podobno łatwo, szybko i prawie za pół darmo można kupić motory. Jednak nie uprzedzajmy faktów. Nasz samolot miał małe opóźnienie, więc trochę posiedzieliśmy na lotnisku w Sydney. W międzyczasie na pokład wkroczyła załoga. Krzysiek bacznie się im przyglądał i stwierdził, że leci z nami co najmniej 6 pilotów. Na pokładzie okazało się, że rzeczeni piloci serwowali nam nawet kolację.
więcej na www.pocztowkizpodrozy.pl