Wybieramy się na pustynię i wybrać się nie możemy. A to zachciało nam się kuferek zakupić, coby najczęściej używane rzeczy pod ręką mieć (a tak naprawdę dlatego, że śmieją się z nas na fejsbuku, że w bazarowych torbach kartofle wozimy). A to jak już kuferek udało się znaleźć to trzeba się było wybrać na poszukiwanie kluczy, żeby go przymocować. Gdy już i ta przeszkoda została przezwyciężona zrobiło się ciemno, a tu jeszcze jedzenie na tydzień trzeba kupić i zatankować po brzegi. Nie zdążyliśmy. W mieście kempingu nie ma, więc wyjeżdżamy spać na pustynię. I teraz tak przez najbliższy tydzień. Tankowaniem się nie martwimy, bo zgodnie z naszą mapą wykonaną nie przez byle kogo, bo przez instytut wojskowy, na naszej drodze powinny być dwie stacje benzynowe. Chyba jednak wojskowi ujrzeli fatamorganę, jak to na pustyni bywa, bo stacji ani widu, ani słychu. Znowu musimy wrócić do miasta. Przy okazji dokupujemy trochę warzyw i w sklepie ładujemy aparat, który włączył się w plecaku i nagrywał szum wiatru.
więcej na www.pocztowkizpozdrozy.pl