Na noc dojechaliśmy do 90 – milowej plaży. Dopiero rano przekonujemy się, że faktycznie jest długa i przydałyby się 8-milowe buty, żeby ją przejść. Po plażowym spacerze już wiemy dlaczego z Australii nie można wywozić między innymi muszli – są tak niesamowite, że każdy chciałby przygarnąć chociaż garsteczkę. Nie ma muszelek, więc pocieszamy się górą pysznych naleśników w wykonaniu Gabi.
Najwyższa pora, żeby rozruszać trochę kończyny. Brakuje nam ruchu, więc idziemy na trekking po Parku Narodowym Wilsons Promontory. Na drodze dojazdowej mijamy całą australijską menażerię. Są kangury, koala odwrócił się do nas tyłkiem i podreptał w krzaki, nawet emu z daleka zatrzepotał kuprem.
…
Więcej na >>> www.pocztowkizpodrozy.pl >>> Zapraszamy!